Kiedy internauta akurat ma wolną chwilę w otrzymywaniu maili od “banku”, który “weryfikuje dane”, inny oszust chce wziąć na nas kredyt. I ma do tego drogę niemal idealnie prostą.
O opolskich naciągaczach napisała “Gazeta Wyborcza”. Starsza para i ich syn wykradali numery PESEL i numery dowodów osobistych, a następnie podawali je, robiąc zakupy w sklepach internetowych na kredyt. Wpisując swój adres, zapewniali sobie dostęp do kupionych dóbr. Podając cudze dane, unikali komornika, który pukał do cudzych drzwi. Danych nie sprawdził bank udzielający pożyczki, sklep realizujący zakup, ani kurier dostarczający towary. Właścicielom poufnych informacji właśnie zajęto część wypłaty.
Nałożyło się na siebie kilka okoliczności, mniej lub bardziej przypadkowych, które pozwoliły na ten proceder. Niedbalstwo kuriera, standardowe w podobnych przypadkach sprawdzenie, czy dowód osobisty nie jest zastrzeżony ze strony banku, a także fakt, że przypomnienia o spłacie kredytu przychodziły na adres oszusta. Stamtąd wędrowały już tylko do kosza. Szczęście w nieszczęściu, że zakupy dotyczyły raczej niedrogich produktów, gdyby nastąpiło kupno waluty, wycieczki, czy czegokolwiek innego, poszkodowani byliby w dużo poważniejszej sytuacji.
Do chwili, gdy bank wystosował do komornika prośbę o zaniechanie działań komornika, ten zatrzymał już ponad tysiąc złotych. Co stanie się z poszkodowanymi naciągniętymi na kredyt – zdecyduje dochodzenie. Niebezpieczeństwo naciągnięcia na kredyt nie czai się tylko w układach scalonych komputera. Dlatego swoich danych osobowych należy chronić tak samo w Internecie, jak i rozporządzając swoim dowodem osobistym.